W Tatrach byłem wczesną wiosną. Z żoną weszliśmy jeszcze w zimowym stylu na Zadniego Granata. Nie ma opowieści i fotografii, ale to była dokładnie taka trasa : (Zadni Grant zimą) z tą różnicą ze śniegu było mniej i po Czarnym Stawie nie można było przejść.
Nie przepadam za Tatrami latem, ale wakacyjne uwarunkowania związane z dziećmi przeważyły szalę we właściwą stronę. Bardzo nietypowo i małooptymalnie jak dla mnie, bo z noclegiem w Zakopanem. Ale cóż takie były tylko możliwości.
Mieszkaliśmy nieopodal lądowiska helikoptera TOPRu. Mieliśmy więc okazję stwierdzić że cały czas coś dzieje się w górach, bo jak nie tam, to z okien domu co dzień wielokrotnie widzieliśmy Sokoła.
Jak się później okazało trafiliśmy na czas który przez długie lata będzie wspominany jako najtrudniejszy w historii TOPRu. Oprócz wielu nieszczęśliwych zdarzeń taternickich i turystycznych, wydarzył się bowiem skrajnie trudny wypadek jaskiniowy w Wielkiej Jaskini Śnieżnej, gdzie zginęło 2 grotołazów i pamiętna burza nad Giewontem w której zginęło 4 osoby, a wielu odniosło rany. Rzecz opisana pokrótce tu: (Szpiglasowy Wierch i burza nad Giewontem)
Póki co jeszcze Tatry pokazywały swoje wyłącznie przyjazne oblicze, dawały iluzję łatwych gór, interwencje TOPRowców nie wykraczały poza letni standard. Ludzi wszędzie mnóstwo, na ogół wystarczały tenisówki i podkoszulek. Pogoda słoneczna i „stabilna”. Plecaków, kurtek, czołówek nie potrzeba …
My też ruszyliśmy, a jakże na łatwy i łatwodostępny szczyt. Do Kondratowej tłum ludzi, większość zostaje tam chwilkę i po obiadku wraca, sporo idzie na Giewont. Niech to nie będzie zbytnią złośliwością, ale z rozmów wynikało że dla licznej grupy to jest jedyny (znany) szczyt w Tatrach.
Moja rodzina poszła jednak na Kopę Kondracką. Ludzi nie szło tam dużo. Nasze dzieci (7,9,12 lat) weszły dzielnie i tak też zeszły - nieco inną drogą. Ładna lekka widokowa wycieczka. W sam raz na początek rodzinnego urlopu w Tatrach. Na Przełęczy pod Kopą Kondracką i na samej Kopie Kondrackiej mocno wiało, ale bluzy spełniły swoje zadanie i nie zamarzliśmy... W fotografiach dominuje Giewont. Dlaczego ? To już wyjaśniłem.
W tym miejscu byłem, tak wiele razy, czy to w zimie czy jesieni albo w lecie. Nawet z Frankiem kilka lat temu późną śnieżną jesienią czy zimą (nie udało się dojść ze względu na śnieżycę). Z wyjść z Frankiem fotografii brak, ale są inne z okolicy. Może warto spojrzeć: (Czerwone Wierchy – pełna zima) Albo tu: (Nocne wejście na Ciemniak na wschód słońca) Czy też: (Czerwone wierchy jesienią)
Podczas całej serii letniej wykonałem rzecz jasna sporo (dobrych) zdjęć rodzinnych, ale nie udostępniam ich tu, bo to nie portal społecznościowy. Ani album rodzinny. Publikuję fotografie o przesłaniu uniweraslanym - górskim