Wyjazd bez towarzystwa. Okazja wypadu w Tatry nadzrzyła się kilka dni po kontuzji kręgosłupa. Musiałem więc się zdecydować, ale na łatwą trasę - mając nadzieję że spięty pas biodrowy plecaka spełni skutecznie funkcję stabilizującą.
Stąd wyjazd na Kasprowy pierwszą kolejką i planowane Czerwone Wierchy. Miałem także nadzieję że jesień pokaże się z dobrej strony racząc mnie mglistymi smaczkami. Na szadź prognozy niestety nie dawały nadziei.
Już w trakcie jazdy kolejką widać było że światło będzie nienajlepsze. Potwierdziło się to na górze. Było trochę mdłe, jakby słońce przesłaniały jakies zanieczyszczenia czy odległe zamglenia. Ukształtowanie terenu w tym rejonie rzadko daje szanse na bardzo dobre światło o tej porze. Należało skorzystać z innych możliwości.
Ale pd względami pozafotograficznymi było łądnie. Łatwo i przyjemnie, co prawda z rana należao założyć czapke kurtkę i rękawiczki, za to po południu wystraczył sam podkoszulek.
Nie był to dzień kiedy idzie się wypatrując zwierząt, chłonąc samotność w górach. Turystów było raczej dużo. Szczególnie na Kopie Kondrackiej i na Ciemniaku. Na szczęscie całe pasmo przechodziło niewielu. Przynajmniej nie wtedy co ja.
Wyjazd lekki łatwy i przyjemny ale bez emocji. Bywało że w jesieni przeszedłem tą trasę bez widoków, a za to w śnieżycy, nie spotykając nikogo. Dziś brakło trochę tego górskiego zęba. Fotograficznie też bez pełnej satysfakcji - warunki zbyt oczywiste. Ale coś tam udało się stworzyć. Oczywiście radość z obcowania z Tatrami pozostała. Plecak stabilizował kręgosłup z częściowym tylko powodzeniem ale źle nie było.