Ciekawe i istotne informacje o regionie Pienin, okolicach Szczawnicy. Także mapa sytuacyjna obszaru, ogólne wprowadzenie do turystyki rowerowej na tych ziemiach, jak również fotografie i kilka ciekawostek można znaleźć na stronie wprowadzajacej Przewodnika Rowerowego po Pieninach : (Pieniny na Rowerze)
Wycieczka do Czerwonego Klasztoru prócz niezwykłego piękna Przełomu Dunajca niesie ważną treść. Pokazuje iż przyroda nie daje się podzielić granicami. Przekraczając zaś jeszcze nie tak dawno mocno chroniony punt graniczy nie sposób nie wzbudzić refleksji iż tyle się ostatnio (oj to już ze 20 lat...) zmieniło. O tym iż jesteśmy w innym państwie informują tylko szlakowskazy w języku Słowackim … Dla młodszych powyższy akapit będzie za pewne przyczyną jedynie lekkiego uśmiechnięcia – takiego z pobłażliwością, ale granice kiedyś to był problem bardzo realny i nie do przeskoczenia, że o przejściu nie wspominając. Tu zaś granicę możemy przejechać niepostrzeżenie i to na rowerze.
Są ludzie którzy przyjeżdżają tu dla tej jednej trasy. Przełom Dunajca. Spływ z jego nurtem, rubaszni flisacy, powtarzający co dnia po kilkanaście razy (bo każdej grupie z którą płyną): „Dunajec woda do jajec” i takie tam swoje kwiatki. Piękno stromych skałek, dzięki czemu brzeg nieraz liczy kilkadziesiąt metrów! Czasem wzburzony, groźny nurt rzeki. To wszystko jest dobrze rozreklamowane – przez lata stało się porządnym, doskonale funkcjonującym biznesem. Gdzie w tym wszystkim miejsce na rower? Czy flisak zabierze rower na swoją tratwę – za opłatą z całą pewnością!
Okazuje się jednak iż Przełom Dunajca można podziwiać także z lądu, jako że wzdłuż jednego z jego brzegów istnieje droga, która jest nawet od jakiegoś czasu oznakowana jako szlak rowerowy. Dla porządku wypada zaznaczyć iż jako szlak pieszo-rowerowy. Trakt ten jest na tyle urzekający że warto go przejechać, a nawet jak wspominałem znaleźć się tu tylko po to aby sławny Przełom Dunajca właśnie „przejechać” a nie „przepłynąć”. Szlak ten nosi nazwę Droga Pienińska (slow. Pieninska Cesta) i został wymyślony przez Józefa Szalaja. On też rozpoczął jego budowę w 1870 r. Warto zapamiętać to nazwisko, bo Józef Szalaj to bodaj najważniejsza postać w historii Szczawnicy.
W podstawowym wariancie opisywana trasa nie przedstawia żadnych trudności technicznych, ale z drugiej strony nie nadaje się także na naukę jazdy na rowerze. Do przejazdu nie trzeba także wyszukanego sprzętu. Z resztą rower można wypożyczyć nawet w wypożyczalni w Szczawnicy – a jest takowych sporo i prócz normalnych jednośladów, oferują przeróżne wynalazki – nawet czterokołowe...
Ta wycieczka nadaje się nawet dla dzieci. Tylko proszę, nauczcie swe pociechy zasad ruchu prawostronnego i sposobów na opanowanie prędkości. O kasku nie powinienem wspominać, bo rower to sport dla rozsądnych ludzi, warto zaznaczyć iż znaczną część trasy pokonujemy na terenie Słowacji, a tam kask jest obowiązkowy. Ze swej strony mogę dodać iż mój syn z powodzeniem przejechał tą trasę i to w dwie strony startując ze Szlachtowej, na rowerku z 20' kołami. Miał wtedy 7 lat, tak więc śmiało !
Ja swą wycieczkę rozpoczynam tradycyjnie w Szlachtowej (), jednak wiąże się to z niepotrzebnym zjazdem asfaltowym. Dla zmotoryzowanych jawią się inne warianty. Można zostawić samochód na jednym z parkingów w centrum uzdrowiska, albo gdzieś przy wjeździe od strony Szlachtowej.
Wybierając wspomniany powyżej wariant rozpoczęcia wycieczki, lub też rozpoczynając ją w Szlachtowej, mamy do przejechania ładną ścieżkę rowerową wzdłuż Grajcarka. Wspominana ścieżka wyprowadzi wprost na szlak do Czerwonego Klasztoru. Początkowy asfalt przerodzi się szuter, gdzieś po drodze przejedziemy przez granicę i znajdziemy się na Przełomie Dunajca. Jest parę miejsc gdzie można się zatrzymać i bezpieczniej podziwiać krajobraz.
Po dojeździe do celu nieodzownym jest pobyt w klasztorze z czerwonym dachem – etymologia nazwy miejscowości jest klarowna (kiedyś była jeszcze bardziej oczywista jako że czerwona cegła z której są zbudowane ściany była nieotynkowana). Niestety rzeczony klasztor to już tylko architektura, knajpa i muzeum. Brakuje mi tam nastroju normalnego żywego zakonu. Marzyło by się coś takiego jak Bielany w Krakowie... albo chociaż coś podobnego do podkrakowskiego Tyńca. Gdzie też ostatnio postawiono mocno na turystykę, ale udało się nie zatracić pierwotnego ducha właściwego takim miejscom. W końcu żyją tam mnisi i ponoć póki co dobrze się mają.
Ale Czerwony Klasztor to Słowacja, inna przeszłość, nieco inni ludzie. A warto wiedzieć że historia tego miejsca sięga XIV wieku. Jest naznaczona obecnością i kartuzów i kamedułów. Na dokładny i rzetelny opis zabytków i burzliwych dziejów tego miejsca nie starczyło by "kart" tego przewodnika. Z resztą sa pozycje historyczne rzetelnie przybliżajace ów temat. Dla koneserów takich miejsc będzie to z pewnością jedna z największych atrakcji całych Pienin. Choć pamiętajmy że jest jeszcze zamek Świętej Kingi. Połączony wręcz z górami, mający także niezwykłą historię, która sięga jeszcze głębiej w dzieje... ale tam nie dojedziemy na rowerze...
Gdy dysponujemy czasem z Czerwonego Klasztoru można udać się do pobliskiej Spiskiej Starej Wsi (). Nie jest to żadna atrakcja dla kolarza górskiego, ale dla turysty żądnego historii jak najbardziej. Jadąc w przeciwna stronę (kierunek Haligovce, Wielki Lipnik) szybko osiągniemy Haligowskie Skały (). Tam warto pojechać. Nawet rower się przyda! Do samych skałek można dotrzeć na rozmaite sposoby, prowadzi tam wiele ścieżek, choć wszystkie raczej strome. Wiedzie tam także zielony szlak turystyczny. Odejście od drogi asfaltowej w lewo zaraz za skrzyżowaniem w Haligovcach. Początkowo trzeba jechać wśród starych domków z drewnianych bali, męczącą zarośniętą wiejską drogą. Nie jest to specjalnie przyjemny szlak (natrafiłem na zarośla powyżej roweru, odcinkami koleiny - głębokie!) Fragmet wśród wspomnianych domów ma pewne walory poznawcze, bo są to budynki leciwe i interesujące, z regionalnymi ornamentami w ciekawych barwach, choć niektóre z nich w ruinie.
Dla mniej zainteresowanych takimi zabytkami cel i widoki mogą usprawiedliwić przebycie tego szlaku. Ścieżka rowerowa zaznaczona na niektórych mapach jako biegnąca wzdłuż drogi do Wielkiego Lipnika to fikcja – jedzie się asfaltem – normalną jezdnią dla samochodów. Dla górskich kolarzy nieprzyjemny, choć widokowy odcinek. Dla szosowców to samo piękno i przyjemność jazdy stosunkowo mało uczęszczaną drogą.
Warianty ze Szlachtowej wiodące poza Czerwony Klasztor to są dość długie wycieczki, należy się liczyć z koniecznością przejechania nawet – jak w tym przypadku około 60 km (w obie strony). Droga najkrótsza ze Szalchtowej tylko do Czerwonego Klasztoru to 36 km w obie strony.
Najprostszy powrót z Czerwonego Klasztoru to wspomniana Droga Pienińska, ta którą tu przybyliśmy (). Zwykle jest tak, że do Czerwonego Klasztoru wybieram się wczesnym rankiem. Uzdrowisko śpi, droga jest przyjemnie pusta jest chłodno, a nawet zimno. Za to powrót to już czasami przygoda dla prawdziwych twardzieli. Turyści jadą całą szerokością drogi, niektórzy widać, że ledwo co mają opanowaną technikę jazdy i chybocząc się utrzymują ponad metrowy odstęp od krawędzi. Niektórzy zatrzymują się na środku z rowerem w poprzek i robią zdjęcia : sobie, flisakom i górom. Zawsze przy powrocie jest chwila kiedy komuś i sobie ratujesz zdrowie ostro hamując albo wjeżdżając na jakąś skarpę. Zaś od tłumaczenia zasad ruchu prawostronnego boli gardło. I co ? I tak warto tamtędy pojechać, ale powiadam im wcześniej i im dalej od sezonu wakacyjnego, czy weekendu tym większa szansa na samotność i mniej skrępowane obcowanie z przyrodą.
Jeśli jednak ktoś nie chciał by wracać Przełomem Dunajca w co wątpię (za pierwszym razem na pewno tego nie odpuści) bo pozdrowienia z tratw płynących po Dunajcu, niekiedy śpiewy ludzi nimi przewożonych i piękno przyrody mają swój nastrój. Klimat właściwy temu właśnie miejscu. Z innej strony - mniej wprawni kolarze, albo rodziny z małymi dziećmi mogą po porostu mieć już poziom wrażeń tak w sam raz.
Gdyby jednak kolarz zatęsknił za dzikszą przyrodą … jest godny rozważenia wariant powrotu przez Targov (Limierz) 687 m n.p.m. i Lesnicę. () Tą właśnie do której można zjechać żółtym szlakiem z Wysokiego Wierchu (dokładniejszy opis w końcówce rozdziału opisujacym rejon Durbaszki). Można jechać cały czas niebieskim szlakiem turystycznym spod Czerwonego Klasztoru albo lepiej kontynuować Drogę Pienińską będzie przyjemniej. Gdy owa droga kończy się należy skręcić w lewo. Czeka nas konkretna wspinaczka do Przełęczy pod Klasztorną Górą – ponad 100 m przewyższenia na niedługim odcinku. Mały (wtedy) Franek był mocno zmęczony. Dalej leśna droga, teoretycznie małonachylona szeroka i niezbyt trudna. To jednak tylko pozory. Można tam napotkać paskudne czarne błoto, droga bywa rozjeżdżona przez ciężki sprzęt leśny.
Kiedyś jechałem tam z synem po nocnych opadach i przy padającym deszczu. Walczyliśmy dopóki, dopóty Franciszek nie zleciał z roweru. A rower stał. Stał jak zabetonowany pół koła w błocie i ani rusz. Ten odcinek może być więc problematyczny, dla słabszych kolarzy bądź przy gorszych warunkach. Ale wjazd na ową Przełęcz i tak jest piękny i wart trudu, zwłaszcza że nawet w przypadku decyzji o powrocie czeka ładny zjazd... Później są i kamienie, ale to nic nowego w górach.
Lesnicę łączy z Drogą Pienińską szlak niebieski – ten na który wjechaliśmy w Czerwonym Klasztorze. Połączenie następuje w okolicy przejścia granicznego. Stamtąd już bliziutko do Szczawnicy. A tam od razu warto jechać na Szymona (dokładniejszy opis w końcówce rozdziału opisujacym rejon Durbaszki (Pieniny na Rowerze, Pasmo - Wysoka - Durbaszka - Szafranówka).
Warianty opisane powyżej jedynie pobieżnie mogą się ułożyć w taką wycieczkę : (Pieniny na Rowerze, Czerwony Klasztor z powrotem przez Limierz Wysoki Wierch) Proszę tam konicznie zajrzeć po więcej szczegółów i piękne zdjęcia.
Jeśli wybierzemy wariant klasyczny - cały czas brzegiem Dunajca, Droga Pienińska ze Szczawnicy i z powrotem, to dla wprawnych turystów zaledwie rozgrzewka. Dla kogoś mającego więcej czasu, niźli kilka godzin, wartym przemyślenia jest przejazd w inne rejony opisane w niniejszym przewodniku: (Pieniny na Rowerze). Np. w rejon Białej Wody.
Poszukującym noclegu, a podróżującym z sakwami polecam schronisko pod Durbaszką, albo na Prehybie w pobliskim Beskidzie Sądeckim. Warianty dojazdu również szeroko opasuję w przewodniku. Najdogodniejszym sposobem dotarcia na Prehybę, był by dojazd przez Sewerynówkę. (Pieniny na Rowerze - Prehyba)