Wyjechaliśmy najwcześniej jak się da. Busem o 7 spod dworca (tak kiedyś się mówiło i była to prawda – teraz prawdziwsze było by spod Leclerca, bo ten właśnie sklep mieści się od około roku w tym samym budynku).
Po krótkim zatrzymaniu i drugim śniadaniu w schronisku poszliśmy w góry. Widząc co się dzieje (mam na myśli wzmożony ruch turystyczny) zdecydowaliśmy iż żona poświęci się aby nie dotykać dziś skały i tylko przejdzie z Marysią (9 lat) i Anielą (7 lat) przez Karba na stronę Zieloną,
zaś ja z Frankiem (12 lat) zdobędziemy szczyt. Było gorąco, bezchmurnie i bardzo gęsto. Tzw. piękna pogoda. Mnie taka aura nie inspiruje i nie zaprasza, ale trzeba brać co góry dają. Więc próbowaliśmy to przyjąć !
Szliśmy przeto od strony Czarnego Stawu Gąsienicowego wymijając przeróżne wycieczki. Było prawie tak jak zwykle: do Murowańca - tłumy, do Czarnego Stawu - tłumy, ale mniejsze, na Karba już całkiem miło – gdyby nie wycieczka - 25 dzieciaków ciurkiem i zgiełkliwie idących. Za to na Kościelcu zamiast względnej samotności znów tłumy – przynajmniej jeśli weźmie się pod uwagę proporcje. Warto nadmienić że już rano z Małego Kościelca widzieliśmy akcję TOPRu na szczycie który dzisiaj był naszym celem.
Wzmożony ruch był i po stronie turystów i taterników. Skała póki co mokra, bo padało w nocy dość intensywnie. To wszystko składa się na zwiększenie prawdopodobieństwa wypadków. Jak się później okazało TOPRowski Sokół widzieliśmy dzisiejszego dnia pięciokrotnie... i to na Kościelcu.
Na tym szczycie byłem wielokrotnie, ale takich tłumów tam jeszcze nie widziałem. Nie wiem jak długo szliśmy od Karba, trzeba było stać co chwila, bo były kolejki przy „trudnościach”. Było przez to ciężko i niekomfortowo! Czasem ktoś tam strącał kamień, ktoś „przeżywał drogę”, wielu zawróciło z podziwem patrząc na Franka i na mnie (w kontekście syna).
Były i nerwy, bo ktoś tam się niecierpliwił że inny mu blokuje drogę i nie przepuszcza. Prawda jest taka, że szlak na Kościelec jest tak poprowadzony że w razie czego można zwykle bez problemu obejść rzekomego zawaliszlaka, albo oblodzenie (to akurat nie dziś!). Mnie to śmieszyło, bo zwykle najgłośniej krzyczą ci którzy co dopiero wczoraj wyszli poza trudności dolinkowe.
Dla ambitniejszych na Kościelec wiedzie wiele dróg wspinaczkowych (taternickich) o rozmaitym stopniu trudności, jakby komu było mało, albo wezbrała w nim silna potrzeba prawdziwego sprawdzenia się. Napisałem to bo takie rzeczy mogą się przyczyniać do wypadków. Jak ktoś jest na tyle sprawny aby obejść ogonek turystów to droga wolna (zwykle tak czynię), ale niech nie wykazuje niepotrzebnego zniecierpliwienia aby popędzać innych, którzy nierzadko mają „śmierć w oczach” przeżywając przygodę życia. Trzeba wiele cierpliwości do Tatr w lecie.
Wracając do naszej drogi. Nie mieliśmy ani kasku ani liny, co w tych warunkach było dodatkowym utrudnieniem. W niektórych miejscach Franek poruszał się na granicy swoich fizycznych możliwości. Inaczej: są miejsca gdzie dziecku brakuje trochę zasięgu. Zaś ewolucje wykonuje się w eksponowanym terenie i na śliskiej nie raz skale. Pamiętam kiedy spod pierwszych „trudności” na Kościelcu, którejś jesieni chciał zawrócić mój kolega – mój równolatek – sprawny chłop (czy w końcu wszedł nie pamiętam...)
Franek szedł dzielnie i śmiało, trochę nawet czasem za śmiało. A może tylko takie odnosiłem wrażenie. Stresy za to miałem ja i to nie małe. Dlatego piszę: kask, lina i uprząż przy takim natężeniu ruchu turystycznego dały by mi większy spokój. Wielu turystów szło w kaskach, a dzieci były asekurowane na sztywno czy nawet opuszczane na linie.
To mogło wywołać w niektórych wrażenie niełatwej góry. Kościelec jest o tyle trudny, że trzeba tam czasem użyć rąk. Główne niebezpieczeństwo przy sensownej pogodzie to wzmożony ruch turystyczny. Ale z drugiej strony przestszegał bym przed bagatelizowaniem tego szczytu. Góry to góry - zawsze zalecana pokora!
Na szczycie było bardzo tłoczno, ale posiedzieliśmy (głównie) na niższym – położonym dalej wierzchołku czekając na światło. Które i tak w odpowiedniej jakości się nie pojawiło.
Taternicy kończyli drogi. Ktoś z turystów się przy nas oświadczył. Dziewczyna przyjęła pierścionek zaskoczona i zeszli. A gdzieżby miała biedna uciec? Słuchałem grupkę z której się Młodzi wywodzili (trudno było nie słyszeć). Najpierw gadali o kiełbasie i kabanosach, a potem pach oświadczyny ! Dla mnie bombowa strategia – należy szczerze życzyć im wszystkiego Dobrego. Romantyzm w narodzie trwa. Kropka !
Kasia - moja żona z córkami dzwoniła spod Zielonego Stawku, że już nie czekają, więc umówiliśmy się w Murowańcu na obiadku. Szliśmy ich śladem przez Zieloną Dolinę Gąsienicową. Gdy zeszliśmy trochę z Karba zauważyliśmy taterników pod ścianą Kościelca czekających na pomoc. Za chwilę przyleciał TOPR i mieliśmy okazję z bliska podziwiać kunszt ratowników i pilotów.
Najpierw dwukrotnie zawiśli nad wierzchołkiem Kościelca, kogoś zabrali. Za kilka minut przylecieli ponownie, aby znów w dwu rzutach zabrać od podstawy ściany rannych taterników. Wszystko to trwało dosłownie kilka minut. Śmigłowiec w perfekcyjnym zwisie ani drgnął. Wciągniecie poszkodowanych zratownikami to dosłownie chwila i odlot do szpitala. Ten dzień bogaty w interwencje dziejące się na moich oczach. Po raz któryś już dał mi sposobność obserwacji jak chłopaki i dziewczyny z TOPRu działają. Szacunek i podziw ! Zejście do Kuźnic znów w tłumie turystów, mieliśmy jakoś siłę aby wymijać ludzi. Choć moje kolano – tym razem nietypowo: lewe, mocno doskwierało.
Nie mam szczególnie odkrywczych fotografii z Kościelca. Albo byłem bez aparatu albo pogoda była zła, kiedyś baterie mi się skończyły... Tak trochę na siłę zrobiłem jedego jesiennego wieczoru taki reportaż : (Kościelec w lodzie i mgle) . Wtedy brakło mi pół godziny na szczycie aby złapać cudne – pamiętam to nawet po 6 latach, światło zachodzącego słońca. Dziś nic się specjalnego nie działo. Ot solidna letnia seria z akcentami TOPRowskimi. Rodzinnych fotografii za to kilka świetnych pozostanie, ale to nie dla publiczności. Przyjdzie więc mam nadzieję tu wrócić i po zdjęcia także.
Autor artykułu i fotografii: Lesław Obłój