Gdy tylko pojawił się śnieg w Tarach, starałem się pojechać w góry i zacząć sezon zimowy! Co prawda przed dwoma tygodniami byłem na Czerwonych Wierchach z synem Frankiem , ale wtedy śniegu był zaledwie refleks i to dopiero powyżej 2000m. Spontaniczny pomysł zaproponowałem Wojtkowi, ten zareagował entuzjastycznie, dołączył też chętnie Jacek. Nieważne stało się zmęcznie cięzkim tygodniem, czy wielonocne niepwyspanie. Pojechaliśmy samochodem nocą aby rankiem być już na szlaku.
Śnieg leżał już od samego dołu. Rzecz jasna im wyżej tym było go więcej. Lokalnie płożyły się mgły. Momentami zaś jawiły się tzw. Hawaje – lampa, jak kto woli. Była więc bajeczna pogoda. Horska Sluzba anonsowała śniegu do 70 cm i lekkie zagrożenie lawinowe. Rzeczywiście czuło się nastrój zimowy. Prawdę mówiąc rok temu do Nowego Roku tyle śniegu nie napadało. Był też lekki mrozik. Cudownie.
Wędrówka nie nastręczała żadnych problemów. Po posileniu się w schronisku przy Popradzkim Stawie (Popradzkie Pleso) w którym za kubeczek wrzątku żądano 0,5 euro, ładnie założonym śladem ruszyliśmy w górę.
Koprowski wybrałem przede wszystkim dla tego iż uważałem że to dobry bezpieczny, a efektowny cel dla każdego z nas. Dodatkowo ostatnio widziałem go z Mięgusza Czarnego (Mięguszowiecki Szczyt Czarny na zimowo solo - odnośnik do opisu) i nie powiem zapraszał mnie . Jeszcze : Słowacy niezbyt przychylnie patrzą na turystykę górską po październiku...więc chciałem skorzystać z faktu iż październik jeszcze trwa.
Gdzieś na podejściu pod górne piętra Doliny Mięguszowieckiej - Hińczowej Doliny założyliśmy raki, ale dało by się i wejść w samych butach, choć były miejsca gdzie było twardo – szczególnie przy schodzeniu gdy śnieg już dawno nie widział słońca.
Wejście na Wyżnią Koprową Przełęcz to ostatnie chwile ze słońcem i rozległymi widokami. Od tej chwili kopuła szczytowa była cały czas w chmurach. Wydeptana ścieżka z przełęczy nie bardzo przypadła mi do gustu. Min. z uwagi na chwilowe widoki szedłem granią, co wiązało się z torowaniem drogi w głębokim śniegu – to była jedyna robota przecieracza szlaków jaką dziś wykonałem, reszta to dobry, wygodny ślad założony przez poprzedników.
Na szczycie lekko wiało (robiło się zimno) i nie było widoków więc postałem z kilkanaście minut po czym zszedłem do przełęczy na kolejny posiłek i łyk wody.
Góry powoli cichły, wszyscy turyści (możę z mani z 10 osób, przy czym częśc zakończyła wycieczkę przy Hińczowym Stawie – to i tak dużo jak na tą okolicę) których spotkaliśmy wcześniej już zeszli w dół, chmury schodziły w Hińczową Dolinę, otulając ją jakby pierzynką. Chciało by się tam zostać na noc... Pod Popradzkim Stawem w schronisku ciepły obiadek i wolno w dół ciemnym lasem.
Grupowa wycieczka w tak doskonałych warunkach pogodowych, przy bezpiecznym, malowniczym śniegu nie dostarczyła tyle emocji co drogi samotne w ciężką pogodę i w trudniejszym terenie. Ale nie takie były priorytety, chciałem aby to była nasza wspólna wycieczka. Bezpieczna i satysfakcjonująca dla każdego. Wszystko się udało perfekcyjnie. Każdy doszedł dokąd chciał/mógł, drobne problemy zdrowotne w zespole pojawiające się na trasie dało mi się pokonać. Jedynie spektakularnych widoków z Koprowego nie było nam dane podziwiać.
Jedynym kosztem za tak pojętą wycieczkę był bardzo długi jej czas, o wiele za długi. Ale za to brak kontuzji - nawet nogi nie bolały - takie tempo pozwala iść cały czas miękko. Jedynie znów późnonocny powrót do domu był uciążliwy. Nie wspominam nawet o (niezyt chcianym) nocnym spacerze po Krakowie - wszak niedzielna noc to trochę jakby wytchnienie dla komunikacji miejskiej.
Na prawdę bardzo piękny początek sezonu zimowego. Nic tylko patrzeć następnej okazji...Będę jej upatrywał.