Wyjazd bez towarzystwa o 5:35 z Krakowa. Jadąc jak zwykle spoglądałem w kierunku Tatr. Tym razem widoki były przepiękne. Ośnieżone szczyty (powrót zimy w Tatrach Wysokich !) oświetlone porannym słońcem przefiltrowanym przez chmury, a wyżej , gdzieś na 3500-4000 m równiutko odcięte pasmo ciemnych chmur. Ten cudny widok utrzymał się do przedmieść Zakopanego, zamieniając się tam w jeszcze piękniejszy spektakl kiedy to po nocnym deszczu podgrzana słońcem wilgoć parowała pod postacią chmur tworzących fantastyczne cały czas zmieniające się kształty podświetlane niskim słońcem. Kiedy dotarłem do Kużnic pogoda się zmieniła.
Szlak był mokry - kapało zewsząd, ale było raczej ciepło i szło się we mgle. Wyjście z lasu na Upłaz zbiegło się z pojawieniem się na chwilę słońca. Ale Kopy były spowite w chmurach. Dalej można było obserwować ślad świeżego śniegu (im wyżej tym więcej), który nota bene popadywał trochę. Zrobiło się zimno, mokro i niefotograficznie.
Przy dojściu do Murowańca za to otrzymałem chwilkę pięknego chmurno - słonecznego widowiska. Trwało to kilkanaście sekund ale było cudne, dynamiczne takie jak lubię. W przyjemnie pustym Murowańcu spędziłem trochę czasu po czym poszedłem wyżej.
Pogoda była zmienna raz śnieg z deszczem raz sam śnieg. Widoczności brak, do tego wiatr. Świeży śnieg leżał regularnie od Czarnego Stawu Gąsienicowego, poza tym od Zmarzłego Stawu sporo starego śniegu. Rzekłbym zaskakująco dużo. Szedłem wariantem letnim - było bardzo ślisko bo mokry kilkucentymetrowy śnieg przykrywał miejscami lód.
Powyżej Zmarzłego Stawu widoczność znacząco zmalała należało się chwilę zastanowić nad wyborem trasy. Wejście na Granata bez widoczności w padającym śniegu i 10 cm jegoż pod butem. Na górze spędziłem kilkadziesiąt minut, posilając się i czekając na poprawę pogody chodziłem po okolicy.
W końcu ruszyłem w kierunku Czarnych Ścian. Perć porządnie pokryta mokrym świeżym śniegiem. Ślisko i bardzo niebezpiecznie. Łańcuchy i niektóre fragmenty szlaku w lodzie. Kluczowymi były rozważne i przemyślane kroki, dobór trasy i spokój.
Klimat był bardzo górski : warunki + śnieżno mglista pogoda. W Żlebie Kulczyńskiego spodziewałem się starego śniegu ułatwiającego zejście - niestety było jak na Perci a stary śnieg ale za to w kilkumetrowej warstwie pojawił się dopiero za ostatnim łańcuchem i poprowadził do Koziej Dolinki. Po drodze zatrzymałem się znów w Murowańcu i szybko zszedłem do Kuźnic, aby zderzyć się z rzeczywistością doliniarską (TAXI-Busy i "górale" niechodzący w góry)
Wyjazd górsko satysfakcjonujący, bo trasa może nienajdłuższa . Ale zrobiona z powodzeniem w trudnych i niebezpiecznych warunkach i to w samotności, co dodatkowo nadaje smaku. Fotograficznie : udało się ustrzelić kilka ładnych chwil.
Tak się jakoś złozyło że mój początek tatrzańskiej zimy w tym roku miał podobnie wyglądać jeśli idzie o wybór trasy. Ale wtedy warunki pozwoliły ledwie na podejście pod Kozią Dolinkę (odnośnik do opisu) . Wtedy był to pierwszy śnieg teraz zapewne ostani w tym sezonie. A wyjście zakończone sukcesem. Więc piękna klamra jest.