Na Kielecczyźnie istniało kilka kolejek wąskotorowych. Pewnie większość zna tą: Pińczów-Jędrzejów – pozostałość po Świętokrzyskiej Kolei Dojazdowej (zwanej też Kolejką Jędrzejowską), która to jeździ do dziś, choć już tylko turystycznie. Oprowadzany przez maszynistę odwiedziłem szopę w Jędrzejowie. Stoi tam kilka pięknych lokomotyw wąskotorowych w tym odnowiony parowóz ! Tylko czekać aż znów wyjedzie na tory. Mało kto wie iż w latach 50 tych XX wieku leśnymi terenami na obrzeżach obecnego Parku Narodowego, a nawet w jego granicach także jeździła kolejka leśna. Również wąskotorówka, ciągnięta przez parowozy, woziła ludzi i towary: drewno, piasek, urobek z pobliskich kopalni pirytu.
Kolejka miała kilka odnóg. Łączyła Zagnańsk, Barczę, Św. Katarzynę, Św. Krzyż, Kakonin. To było prawie 100 km torów w Puszczy Świętokrzyskiej. Do naszych czasów pozostał właściwie nasyp, mostki i parowóz – pomnik na placu zabaw w Zagnańsku.
Trasa ta, jak dla mnie owiana była rożnymi legendami. Na pewno zaś była słabodostępna, bo zarośnięta, zawalona wiatrołomami itp... Można ją było przebyć na piechotę, niektóre odcinki rowerem. Tak czy inaczej jak na Góry Świętokrzyskie była to droga dla zaawansowanych, powiedział bym nawet że wtajemniczonych. Trasa kolejki nie była w żaden sposób oznakowana.
W tym roku służby Świętokrzyskiego Parku Narodowego oznakowały i przygotowały fragment jednej odnogi tej trasy na tyle iż stanowi atrakcyjny teren do jazdy na rowerze (wiele razy przejechałem z rodziną w obie strony), ale i na nartach. Co wydaje się lepszym pomysłem bo płaska trasa kiedy wkoło tyle pięknych poważniejszych górskich ścieżek mniej kusi ambitniejszych kolarzy górskich, ale jako trasa rodzinna (dla każdego) jest w sam raz.
Postanowiłem sprawdzić ją z synem. Na nartach ! Jako że zima kiepska w tym roku, mieliśmy spore trudności z wpasowaniem się w warunki śniegowe. Zwłaszcza że mieszkamy w Krakowie. Gdy telefonicznie z ust pracowników ŚPN w Bodzentynie dowiedziałem się że „jakiś śnieg w lasach leży” od razu ruszyliśmy do Kielc, a stamtąd do Świętej Katarzyny.
Plan był aby na przejechanie trasy kolejki przeznaczyć dwa dni. W jeden dzień przejechać ze Św Katarzyny do połowy i wrócić. W drugi z Nowej Słupi do miejsca osiągniętego w dzień pierwszy i wrócić. Głównym powodem takiego wyboru były aspekty logistyczne, ale także prawdę mówiąc nie wiedziałem czego się na trasie spodziewać – nie bardzo dowierzałem tegorocznemu śniegowi i jak się okazało były ku temu podstawy.
Ruszyliśmy więc wczesnym rankiem z parkingu w Świętej Katarzynie. Było ładnie, śnieg oblepiał drzewa, ale od początku było widać, czuć a nawet słychać że brakuje go co najmniej kilkanaście centymetrów do przyzwoitego komfortu jazdy. Co jakiś czas najeżdżało się na kamień sterczący jak piramida, albo gałąź, czy patyk.
Niszczenie sprzętu... Jednak świętokrzyska zima to nie to co zima w Gorcach. Tydzień wcześniej było tam tak: (Gorce-Dolina Lepietnicy na nartach śladowych BC) Takiej zimy pragnąłem i tu w Górach Świętokrzyskich. Niestety im dalej na północ od Krakowa tym mniej śniegu.
Trasa kolejki na takie mało śnieżne zimy nie jest w pełni przygotowana. Własnoręcznie wywaliłem na bok do lasu, kilkanaście większych kamieni które wyszczerbiły mi narty. Franek dorzucił też kilka od siebie. Starałem się jednak nie myśleć o tym, zatapiając się w krajobraz pięknego lasu. Myśląc o historii tego miejsca, można było niemal usłyszeć wąskotorowy parowóz jak z trudem ciągnie wagony z pirytem.
To musiał być niesamowity widok. Trudny do wyobrażenia w dzisiejszych czasach. Kiedy to Park Narodowy, bilety, strażnicy, regulacje. A tu jedzie sobie pociąg skrajem lasu... w pięknej przyrodzie i jak się okazało po latach nie szkodzi jej zbytnio!
Sporą atrakcją na trasie były mostki na ciekach wodnych. W tym najbardziej efektowny Duży Most – na prawdę duży ! Są miejsca rozjazdu tras, miejsce po rampie załadunkowej, a nawet bocznica do kamieniołomu (kopalni odkrywkowej) tam dało się wyczuć iż pod ściółką są zachowane stare podkłady kolejowe.
Na trasie kilka powalonych drzew. Nie narzekaliśmy na to – ot przeszliśmy przez nie. Z Frankiem lubimy narciarstwo przełajowe typu back country. (Tak chociażby jak w Gorcach w linku podanym kilka akapitów wcześniej.) W końcu to nie sportowa trasa. Za to spotkany strażnik Parku bez naszej skargi obiecał że to usunie.
Fakt, jechaliśmy tam na rowerze na wiosnę, nie było żadnego drzewa w poprzek drogi. Wniosek: trasa jest pod opieką ! Ehhh, żeby tak jeszcze zamiast bombastycznego remontu mostków (piękne były historyczne – te z czasów kolejki leśnej, „wyremontowane” do mnie nie „gadają” i po co ta glina nałożona na drogę? ) przyjrzeć się kamieniom czyhającym na nasze narty …
Ukształtowanie trasy jest takie iż od strony Świętej Katarzyny do Słupskiego Weksla jest lekki zjazd, później mniej więcej do połowy trasy leciuteńko pod górkę. Gdzieś właśnie w punkcie lokalnego szczytu zrobiliśmy mały piknik aby powrócić do Świętej Katarzyny. Pierwsza odsłona trasy za nami.
Prognozy dawały nadzieję na dodatkowy opad śniegu, nadzieje na drugą cześć trasy w lepszej jakości podłoża były spore. Tymczasem spadł... ale niestety deszcz, czekaliśmy na lepsze warunki, niestety poprawiły się na tyle iż deszcz rzęsisty stał się leciutką mżawką. Od rana było wilgotno i ciepło. W ten dzień tylko bardziej ekstremalni turyści zdecydowali się ruszyć w góry. Dosyć jest napisać iż przepełniony zwykle parking w Nowej Słupi był pusty. Prócz nas był jeszcze jeden samochód !
Wejście na szlak kolejki w Nowej Słupi jest usytuowane w okolicy wejścia na szlak pieszy na Święty Krzyż – Drogą Królewską. Mieliśmy ambicję zacząć od samego początku. (Rozsądniej jechać od parkingu przez małą łąkę od razu w kieruku lasu, bez podchodzenia do bramy Parku.) Musze przyznać że było bardzo ciężko, spore jak na narty biegowe stromizny w zjeździe w połączeniu z małą ilością śniegu, a dużą sporych kamieni stanowiły trudne wyzwanie.
Dalej trasa (pod względem profilu) już bardzo przyjazna dla nart śladowych czy też biegowych. Dziś jednak z uwagi na warunki był to sprawdzian naszej determinacji. Znowu pierwszą trudnością, aby wyzyskać jakikolwiek pozytywny odbiór trasy było przestać myśleć o niszczeniu nart. Przydały się techniki chodzenia po ściółce, że o zatrzymaniach na niewidocznych kamieniach, czy liściach nie wspomnę.
Udało się osiągnąć pobliże punktu do którego dotarliśmy pokonując trasę w drugą stronę. Warunki pogorszyły się jeszcze bardziej, na tyle że nawet resztka śniegu lepiła się do ślizgów, mimo smarowania. Przemoczeni ciągłym opadem konwekcyjnym dotarliśmy do samochodu, od razu paradoksalnie zachwalając (potencjalne) walory trasy turyście z Warszawy ...
Mimo wszystko wyjazd, uważam : udany, dlatego że przebywanie w otoczeniu przyrody zawsze jest atutem. Dodatkowo poznaliśmy w zimie nową trasę. Nową dla nas ale i nowo otwartą dla wszystkich. Warto promować takie inicjatywy. Ja jestem wdzięczny za to iż taka trasa powstała i czeka. Czeka na piękną śnieżną zimę. Wtedy będzie to czysta narciarska przyjemność i za pewne czym prędzej przyjadę aby jej zaznać. Może za rok !
Mała errata na koniec. Okazuje się że jazda na rowerze tą trasą nie była do końca legalna. Dlatego iż jak się dowiedziałem u źródła, Park dopiero planuje opficjalnie ją dla jednośladów udostępnić!
W chwili gdy to czytacie pewnie już jest udostępniona, warto jednak to sprawdzić na stronach ŚPNu. Do łamania prawa w żąden sposób nie zachęcam! Ja korzystałem z jazdy tam w dobrej wierze. Znaków zakazu nie było, nikt też mnie nie zniechęcał.
Ale powziętą informację dla formalności przekazuję.