Trasa podobna do opisanej wcześniej (odnośnik do opisu) . Dwa lata minęło a warunki fotograficzne i pogodowe były wtedy o wiele ciekawsze. Tym razem był to jednodniowy wyjazd bez towarzystwa, po pewnych perturbacjach autobusowych - ostatecznie o godzinie 5:30 z Krakowa. Udało się jeszcze przed wakacjami wybrać w Tatry. Pora dobrze widoczna na parkingu na Palenicy, bo samochodów mało. Ludzi na trasie...hmmm do dorożek sporo później niewiele.
Mimo to szedłem szybko - zaplanowana trasa była dość długa. Po uzupełnieniu wody w schronisku szedłem pustą obwodnicą Morskiego Oka, dopiero koło Czarnego Stawu spotkałem kogoś. Na samotność w górach nie mogłem jednak liczyć, ponieważ w dalszej części trasy co rusz to mijałem jakąś grupkę turystów. W sumie idąc w górę minąłem z 10 osób.
Widziane ze schroniska dynamiczne chmury nad Mięguszami niestety szybko się rozwiały. Świeciło słońce, a znad Rysów nadchodziła szara czapa.
Byłem w dobrej formie, szedłem i robiłem zdjęcia. Śniegu było sporo jak na przełom czerwca i lipca. Był to mocno zbity cukier - nieprzyjemny. Zalegał tam gdzie zwykle, a Mięguszowiecki Kocioł - Bandzioch wyglądał wręcz zimowo.
Od Kazalnicy szedłem już sam. Na Przełęczy pod Chłopkiem spędziłem ponad 40 minut. W tym czasie jeden dobrze wyekwipowany kolega dołączył do mnie na chwilę. Reszcie wystarczyła Kazalnica. Powyżej było już i zimniej i trudniej.
Szczególnie nieprzyjemne były żlebiki powyżej Kazalnicy i jedno miejsce wcześniej koło klamer. Zalegający tam w dużej ilości nieprzyjemny śnieg nakazywał szczególną ostrożność. Takie warunki wystraszyły wielu.
Na Przełęczy pod Chłopkiem było zimno - zalegała szadź - piękne duże kryształy wody. Widoki słabe bo krajobraz spowiła mgła. Nie miałem czasu dłużej czekać na poprawę pogody - choć nadzieja na to była.
Schodząc posiedziałem na Kazalnicy. Udało się wyczekać kilka momentów fotograficznych. Pojawił się też helikopter co w Tatrach oznacza jakąś akcję ratowniczą. Jak się później okazało tak było w istocie.
Dalsza wycieczka przebiegłą możliwie szybko. Jeszcze tylko zatrzymanie w dosyć luźnym Moku i ekspresowy "zbieg" do Palenicy. Później bus i autobus do Krakowa.
Piękna wymagająca i długa trasa zrobiona w dobrym tempie. Pogoda typowo letnia może za wyjątkiem burzy której nie było. Po drodze kilka akcentów podobnych do zimy - nadających kolorytu wyprawie w te szczególnie ulubione regiony Tatr. Zdziwiła mnie ilość ludzi na trasie - chyba odwykłem od Tatr w tzw. sezonie i dobrze.