Kontynuacja wycieczki z dnia poprzedniego (odnośnik do opisu) . Po ciepłej nocy, przekimanej w schronisku z towarzyszeniem nieustannego zgiełku maszynowni spieszno było wejść na szlak.
Był przecudny poranek, słońce już wzeszło i z lekka muskało szczyty gór. Piękne wiosenne nastroje : Dolina pełna wody z roztapiających się śniegów. Całkiem bezludna za to ze śmiałymi świstakami. Które pozwoliły zbliżyć się do siebie na kilka metrów. Trudno orzec czy ich zainteresowanie nami miałó źródło w ciekawości czy raczej rozwydrzone przez innych turystów oczekiwały na jakiś ochłap. Tym razem musiało im wystarczyć samo towarzystwo.
Warunki zachęcały aby zaniechać pośpiechu - stąd spokojne fotografowanie i niespieszne drugie śniadanie na kamiennym stole. Po minięciu Pustej Dolinki weszliśmy szerokim łukiem w obszar Dolinki pod Kołem - zamykający Dolinę Pięciu Stawów Polskich.
Wszystko było pokryte śniegiem. Póki co jakby bardziej zmrożonym niźli wczoraj. To zimniejszy kraniec doliny - Zadni Staw jeszcze całkowicie w lodzie i śniegu poza tym to poranny czas i słońce jeszcze dość nisko.
Gatunek śniegu powodował jednak zapadanie co podobnie jak wczoraj wymagało szczególnej uwagi przy pokonywaniu rumowisk skalnych. A taką właśnie trasę (a nie trawers stoku Kołowej Czuby) obraliśmy.
Także i tu lawinki zeszły już i ze Świnicy i Z Małego Koziego Wierchu więc wydawało się bezpiecznie. Śnieg dobrze trzymał - toteż raki wędrowały w plecaku. Postanowiłem iść bezpośrednio na Mały Kozi Wierch.
Była to dość mozolna (długie i dosyć strome podejście w ciężkim i mokrym śnieg) droga ale warto, bo piękna widokowo (troszkę inne kąty widzenia niźli ze szlaku na Zawrat), konkretna bo bezpośrednio na szczyt i znaczne urozmaicenie, zamiast po raz któregoś tam już wejścia na Zawrat.
Po odpoczynku i powspinaniu się po Małym Kozim należało udać się w dalszą drogę. Kolejny postój przypadł na pobliskim Zawracie. Początkowe rozważania czy nie obrać drogi przez Świnicę rozwiały się. Po pierwsze chmury zaczęły się zagęszczać co wróżyło zapowiadaną na około południa burzę.
Ponad to podczas naszej bytności na Małym Kozim zeszła ze Świnicy spora lawina kamienna. A warunki pogodowe (min. rostapiające się pod wpływem słońca spore śniegi, wiatr) zwiastowały iż prawdopodobieństwo powtórki jest spore.
Zawratowym Żlebem, zaczęli wchodzić turyści z Murowańca. Już nie byliśmy sami w górach. Z przełęczy obserwowaliśmy akcję TOPRu z udziałem śmigłowca. TOPR nie lata bez potrzeby, zwłaszcza że wyraźnie czegoś/kogoś szukał. Jak się później okazało szukali zaginionego turysty i nad Zadnim Stawem namierzyli jego ciało.
W Zawratowym Żlebie nie było zbyt dużo śniegu,( mam na myśli ilości "pełnozimowe") we fragmencie górnego odcinka w części żlebu nawet kamienie były odkryte. Zdecydowałem się jednak na dupo/kucko zjazd. Dalej droga letnia, bo z Zmarzłego Stawu mimo że jeszcze nierozmarzłego już wylewał się potok.
W Czarnym Stawie Gąsienicowym bardzo duży poziom wody. Stąd niektóre fragmenty szlaku pod wodą. Odgłosy nadciągającej burzy wymusiły ekspresowe tempo zajścia. Deszcz przeczekaliśmy w Murowańcu. Po czym nastąpiło szybkie zejście do Kuźnic i powrót do Krakowa.
Znów cudowny dzień w Tatrach. Od pięknego poranka do burzy - dynamika jak lubię. Zdjęcia udały się dobre. Trasa zacna, warunki zimowe. Piękny dzień. Został tylko niepokój związany z akcją TOPRu (samopocieszenie że to może tylko ćwiczenia okazało się nieuzasadnione ale w górach o tym jeszcze nie wiedziałem). Kolejny z nas zginął w Tarach. Wieczne odpoczywanie...