Plany były całkiem odmienne, ale z powodu Memoriału Piotra Malinowskiego wszystkie schroniska w Tatrach Wysokich były przepełnione. Dlatego zdecydowałem się na wyjazd jednodniowy ale za to intensywny. Samotnie o 6:10 wyruszyłem z Krakowa. W Nowym Targu wysiadłem żeby załatwić pewną sprawę - stąd nieco późniejsze wyruszenie na szlak.
W Zakopanem śnieg w odwrocie ale wyżej położone wioski jak Bukowina jeszcze zaśnieżone. Od początku wszystko było spowite we mgle. Ale w okolicy Wodogrzmotów Mickiewicza zaświeciło słońce - wiedziałem że pogodowo będzie ciekawie. W lesie trochę lodu, śniegu dużo ale miękki ciężki, mokry. Temperatura mocno dodatnia.
Przy wyjściu z lasu znów mgła zasnuła krajobraz. Ale czuć było iż nie ma zbyt grubej powłoki. Więc im wyżej tym było cieplej. W efekcie pomimo braku bezpośredniego słońca było jak w piekarniku i bezwietrznie.
Droga dojściowa do schroniska tym razem to klasyczny wariant zimowy, nieco inny niż skrótowy - pod wyciągiem towarowym opisany przy okazji wejścia na Kozi Wierch (odnośnik do opisu).
Będąc w schronisku miałem jeszcze nadzieję że spróbuję wejść na Szpiglasowy Wierch, zwłaszcza że odniosłem wrażenie iż zaraz zacznie się przejaśniać. Niestety te nadzieje okazały się płonne. Widziałem przedeptaną ścieżkę na Niedźwiedzia ale widoczność nie sięgała nawet tego szczytu. Nie ryzykowałem przejścia tą drogą nie mając informacji o założonym śladzie.
W schronisku sporo ludzi, ale nikt nie wiedział jak wyglądają szlaki. Postanowiłem iść w miarę możliwości wariantem zbliżonym do letniego. Modyfikując trasę w miarę poprawy widoczności. Początkowo szedłem po stawie ale szybko musiałem porzucić ten skrót z uwagi na to iż niebezpiecznie rozmiękał - aby zachować suchość należało w pewnym momencie szybko zdecydowanie jednak z lekkością motylka wycofać się na stały ląd.
Zaczęło się brnięcie po niedokońca przetartej trasie. Widoczność się pogorszyła. Plan zaczął być mocno zagrożony. Dodatkowo w pewnej chwili usłyszałem głuchy odgłos i zaraz po nim dźwięk osypującego się śniegu, za chwile jeszcze dwa podobne i odgłos podobny do grzmotu. Wspomniane akustyczne urozmaicenia dochodziły z południa. Summa summarum decyzja mogła być tylko jedna. Takich ostrzeżeń nie powinno się lekceważyć.
Dlatego nie zmartwiło mnie iż raczej nie odchodziła żadna ścieżka na południe za to na północ ewidentny szlak - pogodziłem się z myślą że celem będzie Zawrat. Te odgłosy gęsta mgła podgrzewana przez słońce nadawały wędrówce bardzo niesamowity klimat. W końcu zdobywszy pewną wysokość wyszedłem z mgły.
Od tej pory szedłem w słońcu a mgła zalegała nad dolinami. Wejście na Zawrat w ciężkim śniegu - mokrym przepadającym i w palącym słońcu. Na przełęczy spędziłem sporo czasu szukając dobrych kadrów. Pochodziłem po okolicy - podszedłem też pod Mały Kozi ale na szczyt tym razem nie wchodziłem. Piękne widoki - w dolinach mgły, z których wyłaniały się szczyty ktoś szedł na Gładki Wierch . Toprowcy zbierali tyczki po Memoriale który się na szczęście już skończył. Niestety czas naglił i należało wracać. Droga w dół to wspaniały dupozjazd Zawratowym Żlebem z niesamowitym wjechaniem w mgłę. Później droga koło Zmarzłego Stawu żlebem odpływowym także dupozjazd i dalej do Murowańca. Po drodze przeszedłem spore lawinisko.
W Murowańcu nieciekawie - ludzi pełno - głośno i krzykliwie jak nigdy. Ale trzeba było się zatrzymać aby uzupełnić płyny. Szybko zszedłem w dół mimo mocno dokuczającego kolana. W lesie na szlaku lód. Przez całą drogę miałem raki ale nie wyciągnąłem ich z plecaka - po prostu nie było potrzeby. Może przydały by się na Szpiglasie? Piękny wyjazd - klimatyczny z dreszczykiem lawinowym, tradycyjnie okupiony odnowieniem kontuzji kolana i oparzeniem słonecznym. Memoriał oficjalnie zakończył sezon zimowy w Tatrach i w tym roku zbiegło się to idealnie z rzeczywistością. Śniegu co prawda jeszcze dużo ale to już nie jest zima najwyżej warunki zimowe, czy też zimopodobne.