Wyjazd bez towarzystwa o 6:40 z Krakowa. Na początku głupi incydent - zginęła mi czapka przy wsiadaniu do autobusu. Na szczęście miałem kaptur w "mammucie" i to musiało wystarczyć. Piękna słoneczna pogoda i dynamiczne chmury dawały nadzieję na dobre zdjęcia. Ładnie było widać góry z daleka - nasłonecznione i zapraszające.
Szło się dobrze - szybko minąłem klika duetów łazikowych. W okolicy szałasu w Nowej Roztoce zaczęła się solidna śnieżyca i trwała do wyjścia do "Piątki". Śnieg gęsty i mokry na dodatek wiatr, zrobiło się nieciekawie. Ale szedłem dalej. Koło Siklawy było przez to bardzo ślisko. Na szczęście w okolicy kamienia przy mostku śnieg przestał padać. Było za to pochmurno z chwilowymi przebłyskami słońca.
Dolina pokryta śniegiem miejscami - tam gdzie podwiało to pod kolana. Czyli jak dla mnie warunki idealne. Śnieg, bezludzie, jeszcze gdzie niegadzie kolory jesieni. Tylko ciekawego światła na razie brak.
Przy podejściu na Przełęcz, tak w połowie wysokości śnieżyca zaczęła się na nowo. Zrobiło się zimno. Zmieniłem rękawiczki na narciarskie, bo palce zamroziłem. Gdzieś w rumowisku na zawietrznej popiłem herbatki i zjadłem coś.
Cudowna była ta surowość pogody i samotność w tej scenerii - to jest coś co bardzo lubię. Zdarzyło się kilka momentów przebłyskowych. Jeden z nich gdy mijałem dwójkę schodzącą od strony Szpiglasa.
Końcowy żlebik przed Przełęczą mocno zaśnieżony i zalodzony - trzeba było się nawet złapać łańcucha.
Gdy wszedłem na Szpiglasową chwilowo się rozchmurzyło. Ale podczas podchodzenia pod Szpiglasowy Wierch znów pośnieżyło. Na szczycie znów zdarzyły się chwile gdy chmura w której byłem się rozwiała. Spędziłem tam w samotności dość dużo czasu. Aż pojawił się oddział żołnierzy - szli bardzo ostrożnie z przewodnikiem ceprostradą. Co mi się podobało to to że nie pozwolili najsłabszemu schodzić samemu tylko ktoś na niego poczekał.
Zejście całkiem fajne - w dobrym tempie. Szybko przegoniłem wspomniany oddział. Zatrzymywałem się wielokrotnie czekając na światło, ale nie dopisało za bardzo. W Moku posiedziałem dłuższą chwilę a posezonowy spokój schroniska zakłóciła tylko kolacja dla żołnierzy. Niestety trzeba było schodzić w dół. Na parkingu byłem już w nocy. Jakims cudem złapałem busa do Zakopanego. Później autobus do Krakowa. Piękny wyjazd. Otrzymałem piękną samotną traskę w cichych górach przy interesującej pogodzie i nawet kilka niecodziennych widoków.