Wyjazd samotny 6:10 z Krakowa. Ilość ludzi w busie do Kuźnic i piękna pogoda zwiastowały duże zagęszczenie na szlaku. Ale kolejka do kolejki w Kuźnicach, a raczej jej rozmiar budziła nadzieję że tłoku na szlakach jednak nie będzie. Po szybkim minięciu pasażerów dwu kolejnych busów szedłem sobie sam mijając co chwilkę pojedynczych piechurów zaskoczonych śniegiem zalegającym dosyć grubą warstwą. Śnieg zaczął się za drugim zakrętem po "długiej leśnej prostej".
W Murowańcu po uzupełnieniu płynów i węglowodanów oraz założeniu ochraniaczy wyjście w dalszą drogę. W początkowym lesie chęć zrobienia ciekawszej nieco traski spowodowała jej wydłużenie - nie dało się przekroczyć potoku w upatrzonym miejscu. Dalej bez niespodzianek. W kosówce poza granicą lasu minąłem dwójkę zdążającą do "Piątki" i miałem cały szlak dla siebie.
Na wspomnianych turystów postanowiłem, w miarę cierpliwości czekać w strategicznych fotograficznie miejscach. Od Murowańca traska raczej cała zaśnieżona. Śnieg bardzo mokry ciężki, a miejscami dosyć obfity. Od okolic Czerwonego Stawku ze względu na rumowiska skalne grubo pokryte śniegiem trzeba było uważać na zapadnięcia się i potencjalne uszkodzenia nogi. Ale tak to jest w tej porze roku przy takiej pogodzie.
Na podejście pod Krzyżne wybrałem trasę dołem doliny lekko trawersując zbocza (wariant inny od letniego), tym razem bez wychodzenia na Kopki i inne okoliczne wzniesienia. Podejście żlebem było na prawdę ciężkie i żmudne. Słońce prażyło niemiłosiernie - mimo gogli chwilami zapadałem na ślepotę śnieżną, a pot pomieszany z kremem przeciwsłonecznym zalewał mi oczy.
Stromizna, rodzaj podłoża i dodatkowo, gatunek śniegu wymagały nieraz walki o unikanie zsunięcia. Mniej chodzi o jakieś realne niebezpieczeństwo tylko bardziej o utratę sił. Szedłem bez raków i w takich warunkach ani przez chwile nie pomyślałem o ich przydatności. Kijki w zupełności wystarczały. W niektórych miejscach niedaleko od przełęczy odkryło się krzyżniańskie piarżysko co wcale nie ułatwiało wspinaczki. W czasie podejścia w żlebie, w chwilach gdy słońce się zasłoniło i zawiał wiatr czy popadał deszcz, zrobiło się zimno i trochę nieprzyjemnie.
Na samej przełęczy leżała gruba warstwa śniegu, podobnie jak po stronie DPSP i w kierunku zachodnim. Za to początek podejścia na wschód odsłonięty. Na Krzyżnem posiłek w deszczu i oczekiwanie na słońce. Opłaciło się. W końcu zobaczyłem w oddali wspomnianą poprzednio dwójkę turystów. Jednak zamiast na nich czekać wyszedłem im na spotkanie, zwłaszcza że szybki powrót wydawał się uzasadniony bo nadciągały chmury burzowe.
Jako drogę powrotną wybrałem jedynie słuszny w takim przypadku dupozjazd, co oszczędziło trochę i tak niezbyt wypoczęte (kontuzjowane) kolano. Przy Czerwonym stawku znów zaczęło padać i tak raz słońce raz deszcz do samych Kuźnic. Poza tym niektóre odcinki szlaku w niższych partiach od rana zdążyły zamienić się rwące potoki. Zejście było przez to niezbyt przyjemne. Na trasie w zasadzie jeszcze jeden spoczynek w Murowańcu i bezśnieżnym wariantem Skupniowym do Kuźnic.
W Zakopanem udało się złapać przepełniony autobus do Krakowa. Pierwsza godzina na stojąco. Jechało sie wolno - przy wyjeździe straszne korki. Ale za to w okolicach Nowego Targu niecodzienny widok na słońce o niezwykłej pomarańczowo żółtej barwie - bardzo przyciemnione i rozmiękczone - jak przez filtr o wyszukanych parametrach. Dające zupełnie niesamowitą poświatę. Poza tym burze, deszcz i tęcza. I to wszystko na raz, w zależności gdzie sie głowę odwróciło. Aż korciło aby wysiąś i pofotografować. Wyjazd bardzo satysfakcjonujący, może trochę żal że, z uwagi na duże prawdopodobieństwo burzy nie poszerzyłem, bardziej okolicy Krzyżnego. Ale i tak było dobrze : zacna traska, nienajgorsze warunki fotograficzne i samotność w górach.