Wyjazd samotny. Planowałem wyjechać o 5:05 z Krakowa, niestety jak się okazało przeoczyłem zmianę czasu na letni i siłą rzeczy pojechałem o 6:10. W Zakopanem po perturbacjach z busami do Palenicy (wiadomo nie ma tzw. sezonu to górale czekają aż się im bus zapełni) wreszcie wyruszyłem na traskę. Prawdą jest że w Zakopanem śniegu malutko ale już tak od Cyrhli to już całkiem sporo. W górach oczywiście prawdziwa zima, jednakowoż lawinowa tylko "dwójka" dawała nadzieję na udaną turę.
Na asfalcie do Moka miejscami lód, pod nogami śniegu nie było. Za to od wejścia w las już regularnie po śniegu, poziom tak pod znaki z oznaczeniami kierunków szlaków, albo miejscami i więcej. Początkowo niewielu tyrystów, w zasadzie do "Piątki" szedłem sam. Później na trasie trochę skitourowców, piechurów znikoma ilość.
Słońce , niedziela przepięknie...
Dojście do "Piątki" obrałem pod wyciągiem towarowym, dosyć nieprzyjemna górka, szczególnie trawers stromego przecież stoku w końcowej fazie. Ale było miękkawo no i miałem kijki to trzymało dość dobrze. W każdym razie czułem się bezpiecznie mimo braku raków. Schronisko jeszcze zasypane po dach, tak że ładniutko, poza tym dolina cała w śniegu, stawy zlodowaciałe i zaśnieżone.
Można robić skróty. Miejscami gdy trafiło się na śnieg nie ubity (o co nie było trudno) wpadało się - dokąd się dało. Przez to chwilami było ciężko - śnieg gównie mokry, ciężki. Co miało zalety takie że dosyć trzymało - a szedłem bez raków. Dla widoków wszedłem sobie najpierw na Wyżnią Kopkę. Z niej ciekawy "kwadrat" z widokiem na Przedni Staw Polski. Później już dążyłem do celu.
Wariant wejściowy na Kozi to klasyczna zimowa trasa grzędą na wschód (prawo) od Szerokiego Żlebu - cały czas pionowo pod górę. Przyznam że było momentami ciężko. Faktem jest że nieprzespana noc i choroba zrobiły swoje -pierwszy raz od grudnia zdecydowałem się wyjść dalej niż do sklepu Ale myślę że nawet w pełnym zdrowiu nie był by to spacerek. Zwarzywszy dodatkowo na piekące słońce.
Technicznie to w porządku, ale żmudność trasy duża... Szczególnie podejście od dna Doliny na Kozi w takim śniegu i pełnym słońcu.
Na odcinku perciowym trawersy już raczej twarde ale nie na tyle żeby było bardzo niebezpiecznie. Z góry widoki przecudowne.
Jak miałem schodzić to schłodziło się i zaczął padać śnieg - leciuteńko... ale to wystarczyło żeby powietrze się przeczyściło, jeszcze piękniej zaczęło być ale czas naglił.
Wariant zejściowy to długi satysfakcjonujący dupozjazd od szczytu prawie do Stawu. Dupa odmrożona, przemoczona i wymasowana, ale było warto.
W schronisku zmęczony odwodniony nieco mimo posiadania termosu z herbatką, a przy tym przemoczony po dupozjaździe, wypiłem coś, odpocząłem troszkę i w drogę z powrotem. Trawers zejściowy tą sama traską od schroniska tym razem był bardziej niebezpieczny, z uwagi na drogę w dół i zacienienie. Na szczęscie moje buty wyśmienicie trzymją w śniegu.
W Dolinie Roztoki znów spotkania ze skitourowcami, zwykle sympatyczne, ale trzeba powiedzieć że niektórzy poczynają sobie niekulturalnie rozpędzając się do niekontrolowanych predkości na wąskich leśnych ścieżkach
Piękny wypad i sycący trasa zrobiona bardzo szybko. Mając żelastwo pewnie zdecydował bym się na na jakiś dodatkowy wariant perciowy. Bez raków i czekana niebezpieczeństwo jednak było by zbyt duże