Trójka lawinowa i mój syn bardzo chętny do tatrzańskiego wyjazdu. Jak zwykle trzeba było ambicje i plany górskie dostosować do aktualnych warunków i możliwości. Tym razem zrezygnowałem ze Świnicy - bardzo wdziecznego celu zimowego, nawet na trójkę lawinową w sam raz.
Po niewczesnym przyjeździe z Krakowa ruszyłem z Franusiem ładnie pokrytym śniegiem kuźnickim lasem.
Mimo jak na moje zwyczaje później pory, piechurów w zasadzie nie było. Jedynie skitourowcy co chwila mijali nas uklepując i wyślizgując trasę.
Pogoda była słoneczna, lekki mróz. Szło nam się dobrze i dosyć szybko. W Murowańcu zatrzymaliśmy się na dłużej.
Dalsza cześć trasy już tradycyjnie piękniejsza. Szliśmy wąskim dobrze ubitym trawersem bez raków. Co chwila ratowaliśmy dupy niewprawnym skitourowcom a i swoje zdrowie chroniąc się przed zjeżdżającym bez wyobraźni i jakiejkolwiek kontroli prędkości narciarzami. Na tej trasie podobnie jest na odcinku od nartostrady do Doliny Gąsienicowej. Naszła mnie reflekcja że parę lat temu nie było tak źle pod tym względem.
Staw Gąsienicowy w pięknym śniegu, powyżej stawu śniegu dużo - typowo zimowa pogoda. Pobiegaliśmy po stawie i tą samą drogą, przerwaną dłuższym pobytem w Murowańcu wróciliśmy do Kuźnic i dalej w przepełnionym autobusie do Krakowa.
Zejście było utrudnione bo trasa wyślizgana przez narty a raczej foki była bardzo śliska.
Wyjazd rodzinny - zimą w zimową pogodę. Bardzo dobry czas spędzony z synem. Nie widziałem po drodze nikogo w podobnym do niego wieku, spotkani turyści z szacunkiem i podziwem odnosili się do niego, a bo i szedł dzielnie i mocno. Na wyższe zimowe cele przyjdzie na Franka jeszcze czas.