Wyjazd samotny. Autobusem o 4:40 z Krakowa. Pogoda zapowiadała się ładna i lawinowa dwójka, mimo ostatnich opadów śniegu - jak na tą zimę to skromnych. To wszytko dawało szansę na powodzenie wyjścia.
O 8 ruszyłem z parkingu w Kirach. Było zimno. Już wtedy zauważyłem ślady raków na drodze. Gdzie indziej jak nie na Ciemniaka mógł ktoś iść w żelastwie od parkingu. Pod tym względem się nie zawiodłem. Dlatego do pewnego miejsca miałem trochę poprzecierany szlak. W wyższych i niekorzystnie wystawionych do wiatru partiach natychmist zawiewało ślady i trzeba było więcej pomyśleć nad przebiegiem trasy.
Już od parkingu sporo śniegu, im wyżej tym oczywiście więcej. Ale ścieżka przez las utwardzona na tyle że świeży śnieg zalegał warstwą od łydek a tylko miejscami do kolan. Od Admamicy szło sie w słońcu
Na Polanie Upłaz doszły mnie z oddali dźwięki głośnej grupki. Postanowiłem zatrzymać się na posiłek i poczekać na nich. Miałem nadzieję że przynajmniej w kilku miejscach będą stanowić skalę do fotografii, nie wspominając o walorze bezpieczeństwa. Bo Tatry zimowe to jednak inna bajka. A sam rejon Ciemniaka jest dosyć niebezpieczny lawinowo, co pokazuje chociażby przykład wypadku lawinowego Artura Hajzera - na Ciemniaku właśnie.
Wspomniana grupka posuwała się w bardzo wolnym tempie drugi i ostatni raz widziałem ich z góry jak odpoczywali przy Piecu. Nota bene znów chcąc mieć ich na zdjęciu musiałem poczekać. Wtedy postanowiłem robić swoje nie czekać już na nich na podejściu. Jak się później okazało była to dobra decyzja gdyż szybko zrezygnowali z ciemniakowych planów.
Do wierzchołka nad Piecem (o nieznanej mi nazwie) szlak zimowy pokrywa się z letnim. Teraz zaczynał się wariant zimowy. Zachęcony dobrym śladem poszedłem długim wariantem przez całą Upłazińską Kopę i Chudą Turnię. Dalej już podobnie jak w lecie przez Twardy Grzbiet. Miało to tą zaletę że unikało się brodzenia w kosówce, bo śnieg przykrywał ją niemal całkowicie. A grzbietem zawsze i łatwiej i bezpieczniej.
Trudności to wytyczanie trasy w śnieżnej pustce, tak aby zachować właściwy kierunek i bezpieczeństwo. Czyli unikając zagrożeń lawinowych (spore nawisy) i ryzyka poślizgnięcia - jako że szedłem bez raków.
Śnieg to odmiay od betonu i lodu do sypiego ale już trochę związanego. Niebezpieczeństwo stanowiły nawisy w powiązaniu z wiatrem i słońcem. Zasadę jakiegokolwiek żelastwa wypełniały u mnie kijki trekingowe wielokrotnie również w zimie spełniające swoje zadanie. Posiadanie raków co prawda ułatwiło by sprawę - mam na myśli szczególnie fragment trasy od Chudej Przełączki na szczyt, ponieważ tam zalegał miejscami lód i beton.
Jeśli chodzi o kierunek marszu to sporą niedogodnością były raz po napływające chmury - mgły. Wtedy należało na prawdę ostrożnie poczynać bo widoczność była ograniczona do klikunastu metrów - czyli w prakrtyce białość wrzechogarniająca.
Ogólnie Trafił się dosyć mroźny dzień ale ze słońcem jak i wiatrem który był chwilami dokuczliwy. Szczególnie wysoko
Ciemniak osiągnąłem w dobrej formie. Spędziłem tam sporo czasu czekając aż rozwieją się mgły i dotrą ski-turowcy, których trójka podążała moim śladem. To od nich dowiedziałem się o zawróceniu przez wspominaną na początku czwórkę śmiałków.
Wariant powrotny to wszędzie gdzie się dało dupozjazd (niestety były to tylko bardzo krótkie odcinki). Trasę w dół zmodyfikowałem o tyle że od połowy Upłazińskiej Kopy poszedłem śladem turowców, co skróciło wydatnie drogę. Za to naraziło na trudności brodzenia w kosówce (czego z rana starałem sie uniknąć), chwilami się zapadało bardzo głęboko, a jak wpadł kijek to wraz z ręką do ramienia a i tak dna nierzadko nie osiągał. Na nartach to jednak inna sprawa. Więc ten wariant trasy w takich warunkach mocno kontrowersyjny.
Szybko osiągnąłem dno doliny. Złapałem busa i autobus do Krakowa. Wspaniała trasa przy pięknej i ciekawej pogodzie, zrobiona w dobrym tempie, kolano oczywiście bolało, ale dało się wytrzymać. Z pośród wielu wycieczek na Ciemniaka w różych porach roku i warunkach właśnie ta dała mi najwięcej satysfakcji. Fotograficznie wyjazd wyśmienity - mgły, słońce chmury i piekny śnieg. Gdybym poczekał aż słońce zniży swoje położenie pewnie doczekał bym się widma brockenu. Ale należało schodzić.